Idealnym dopełnieniem emocji związanych z warsztatami był cały szereg wydarzeń artystycznych – spektakli, jamów i imprez. Na tle ogromu zajęć, które wciągały uczestników w środek pracy i praktyczne przepracowanie źródłowych technik, bardzo potrzebna była chwila oddechu i spojrzenie na sztukę tańca z perspektywy widza.
Pierwszym spektaklem był „Pinku Chirashi” Pink mama Theatre w wykonaniu Sławka Bendrata. Inspiracją dla spektaklu było zderzenie tradycyjnej kultury japońskiej ze współczesnością i zalewem kiczowatych postaci z komiksów. Bendrat ubrany w kuse kimono, wysokie czerwone szpilki, w makijażu gejszy, przedstawia kulturowy i estetyczny mix. Jednym z rekwizytów są białe kartki, rozsypywane, niewypełnione tak cennym w kulturze japońskiej pismem. Gorączkowo targane i rozrzucane dają wyraz kulturowego przesilenia. Kluczowy zdaje się moment, w którym performer zgniata białe kartki, wypełniając nimi buzię, po czym kieruje do widza wyszczerzony uśmiech, stworzony przez powierzchnię połkniętej kartki. Sztuczny uśmiech, rozpaczliwy gest, śmieszno-kiczowaty efekt. Staje się postacią z komiksu, pozuje do zdjęć, kreuje sztuczną wersję złożoną z fantazji i perwersji współczesnych Japończyków. Spektakl jednak trwa. Bendrat włącza do choreografii baletowy język ruchu, który podkreśla wymownie, że spektakl w gruncie rzeczy dotyczy pewnej kulturowej opresji. W ślepym zaułku staje przede wszystkim ciało człowieka – zmagające się z formą.
Sztywniejące kroki w kilkunastocentymetrowych szpilkach. Performer ostatecznie ściąga kulturowo nacechowany kostium. Rodzaj dekonstrukcji, próby przełamania sztywnej choreografii poprzez taniec współczesny, podkreśla dobitnie rozpływający się na oczach widza makijaż. To, co niewątpliwie zapada w pamięć po spektaklu to właśnie twarz Bendrata – ślady rozmazanego rytuału, nagromadzony wysiłek fizyczny, twarz napięta od trzymanych wciąż w ustach kartek i ślina spływająca mimowolnie. I choć można było pokusić się o poszukanie jeszcze innych wizualnych zabiegów, by wypełnić całość spektaklu, to choreografia wykonana była po mistrzowsku, a sam performer przykuwał uwagę niezwykłymi umiejętnościami tanecznymi i niepodważalną charyzmą.
Kolejna propozycja to spektakl „Lala” w wykonaniu jednego z pedagogów – Nory Hajos. Zaskakująca opowieść o przybyciu Nory do Wrocławia i jej drodze z dworca do Studia na Grobli. Za pomocą języka ruchu zagarnęła wszystkie spostrzeżenia i elementy otoczenia, napotkanych ludzi i stworzyła przezabawną narrację utrzymaną cały czas w „tu i teraz” opowiadanych zdarzeń. Wyjściową inspiracją była figura pojawiająca się w obrazie „Las Meninas” Diego Velazqueza w opracowaniu Pabla Picassa z 1957 roku. Powstała na tej podstawie seria ruchowych eksperymentów na bazie pracy z przestrzenią miejską, miejscami publicznymi i teatrami w wielu miastach. Sednem było każdorazowo utrzymać stan zaciekawienia i pobudzania ruchu przez wiele bodźców, z których każdy może być istotną częścią opowieści, budując ciekawą, pełną różnorodnych ruchowo zinterpretowanych wątków i dygresji oraz powracających tematów. Fascynował przede wszystkim rodzaj konsekwencji i wyciszenia, jaki towarzyszył artystce w konstruowaniu ruchu, co jednocześnie pozwalało wyeksponować zabawne puenty i szczegóły opowiadanej historii, np. niezręcznych spotkań z przechodniami na pasach, czy próbie okiełznania mapy wyświetlanej na ekranie smartfona.
Trzecim i ostatnim spektaklem był taneczno-muzyczny koncert dla Ziemi w wykonaniu Zuny Vesany Kozánkovej (taniec), Maoka (muzyka) wraz z pokazem fotografii (Boris Verseghy, Zuna Vesan Kozánková). Formuła spektaklu mieściła się gdzieś pomiędzy artystyczną kreacją, a rytuałem podziękowania dla Gai. Połączenie wizualizacji, tańca i muzyki na żywo pozwoliło stworzyć sensualną całość, wypełnioną szeregiem symbolicznych elementów (np. mandaliczny okrąg usypany z ziemi, kwiaty) i ruchem, powolnie płynącym na fali dźwięków i wtapiającym się w fotografie natury. Niewątpliwie to właśnie ta prezentacja najbliżej korespondowała z tematem źródeł ruchu – niedopowiedziana impresyjna wypowiedź Zuny była nie tyle propozycją dla estetycznego namysłu, co wyrazem potrzeby wyrazu poprzez ruch bliskości z naturą. Z tańczącej artystki emanowała bowiem niezwykła energia rozluźnienia, świadomego roztapiania się w ruchu i celebrowania przyjemności i harmonii. Wiele z treści, jakie pojawiały się na zajęciach i jakości związanych z równowagą między ciałem i umysłem mogło znaleźć swoje przełożenie w sposobie, w jaki Zuna poruszała się na scenie.
Uzupełnieniem artystycznym były codzienne wieczorne jamy taneczne, z muzyką na żywo lub jam w ciszy, który jednak nie wytrzymał próby dobrego samopoczucia uczestników i ich potrzeby dyskutowania o każdej porze dnia i nocy. Pojawił się również performans nauczycieli, który z pewnością sprawił uczestnikom wiele radości, gdyż zawierał cytaty z prowadzonych przez nich zajęć i idealnie oddawał ich barwne osobowości, indywidualne podejścia do pracy z ciałem, ujmując też pewną specyfikę poszczególnych technik. Niewątpliwie był to zbiorowy żart z choreografii i ujmowania pracy z ciałem w sztywne zasady. Prowadzący, śmiejąc się z własnych ruchowych przyzwyczajeń i powtarzanych stwierdzeń, potwierdzili tylko doskonałą atmosferę tegorocznej edycji, pokazując przy okazji, że w tańcu ciężkiej pracy powinien towarzyszyć również dystans do siebie i dobra zabawa. Finalnie po serii improwizowanych scenek, publiczność została zaproszona do wspólnego performatywnego jamu.